Podany adres email jest błędny
Pole wymagane

Nie masz konta? Zarejestruj się za darmo!

Struktura i liczebność rodziny a rozwój dzieci

 

Pierwszym pytaniem, jakie zazwycza słyszy młode małżeństwo podczas rodzinnych uroczystości, jest: 'Kiedy będziecie mieli dzidziusia?'. Gdy dziecko pojawia się już na świecie, bynajmniej nie zamyka to ust rozlicznym troskliwym ciotkom i pytanie zmienia formę: 'Kiedy nasz Karolek / Jasiu / Stefan doczeka się rodzeństwa?'. Cioć, rzecz jasna, zadowolić się nie da, bo na zapewnienie, że jeden Karolek, Jasiek czy Stefanek w zupełności wystarczy, wykrzykują z oburzeniem: 'Dziecko powinno mieć rodzeństwo! Czy chcecie wychować snobka?!'.

 

Powszechnie uważa się, że jedynak musi być rozpieszczony, zaś najmłodsza pociecha to ulubieniec rodzicieli. Stereotypów na temat wpływu struktury rodziny na dzieci jest więcej, a niektóre wzajemnie się wykluczają. Niewątpliwie jednak to, jak ona wygląda, oddziałuje na każdego jej członka.

 

2+1

Obecnie najpopularniejszym modelem rodziny jest 2+1 - rodzice oraz jedno dziecko. Kiedy na rynku trudno o dobrą, stabilną pracę, a rodzice nie są w stanie kupić na własność mieszkania czy domu i muszą kątem pomieszkiwać u krewnych lub wynajmować kawalerkę za ogromne pieniądze, normalne jest, że nie chcą mieć więcej potomstwa. Jest to podejście w pełni zrozumiałe, gdyż lepiej jest móc zapewnić pociesze godne warunki niż zastanawiać się miesiąc w miesiąc nad wyborem między opłatą rachunków a opłaceniem przedszkola.

 

Osoby starsze, które wychowały się w większości w rodzinach wielodzietnych, miewają tendencję do załamywania rąk nad faktem posiadania tylko jednego wnuka. Wytaczają mnóstwo argumentów, że nie jest to sytuacja zdrowa. Z jednej strony mają rację, ponieważ dziecko wychowujące się bez rodzeństwa może faktycznie wyrosnąć na małego egoistę, który nie potrafi się dzielić i źle znosi brak ciągłej uwagi. Wymaga od obcych zainteresowania, ponieważ otrzymywał je przez całe lata od rodziców, dla których był oczkiem w głowie.

 

Nie jest jednak tak tragicznie jak się wydaje. Równie dobrze jedynak może wyrosnąć na osobę zaradną i gospodarną. Musi ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, bo nie ma na kogo 'zwalić winy'. Jest samowystarczalny i zwykle potrafi ciężko pracować, bo wie, że może liczyć wyłącznie na siebie. Co dość zaskakujące - jedynacy są zazwyczaj bardzo towarzyscy, łatwo nawiązują znajomości i mają dużo przyjaciół. Można to łatwo wytłumaczyć - ponieważ w domu nie czeka na nich brat lub siostra, muszą szukać znajomych poza domem. Jedynacy z chęcią uczestniczą w zajęciach pozalekcyjnych, są członkami kółek zainteresowań czy stowarzyszeń.

 

W życiu zawodowym często zajmują kierownicze stanowiska. Życie w pojedynkę, wyłącznie z rodzicami, których do swoich racji musieli przekonywać za pomocą mocnych argumentów, spowodowało, że nie przyjmują kompromisów i odznaczają się wytrwałością w dążeniu do celu.

 

Rodzina wielodzietna

Po drugiej stronie barykady znajdują się osoby dowodzące, że rodzina zasługuje na to chlubne miano dopiero gdy składa się z rodziców i co najmniej kilkorga dzieci. W dawnych czasach rzadko zdarzało się, by małżeństwo miało tylko jedną latorośl. Warunki życia były inne, zaś dzieci pomagały w pracy w gospodarstwie, więc im więcej się ich pojawiło, tym lżej na starsze lata mieli rodzice.

 

Im więcej dzieci, tym większa odpowiedzialność… a także większe obciążenie. To jednak tyczy się głównie finansów, bo w przypadku posiadania licznej gromadki starsze dzieci zwykle chętnie opiekują się młodszym rodzeństwem. Dzieci wychowane wśród licznych braci i sióstr nigdy się nie nudzą i zawsze mogą liczyć na towarzystwo do zabawy; odnajdują się świetnie we własnym gronie, co może spowodować, że w przyszłości mogą mieć pewne trudności z nawiązywaniem kontaktów z osobami spoza rodziny. Jednocześnie osoby, które mają rodzeństwo, zwykle wyrastają na jednostki rodzinne, życzliwe i potrafiące się dzielić.

 

Młodsze dzieci mogą liczyć na wsparcie starszych, co jest szczególnie cenne w wieku dorastania; nastolatek niekoniecznie chce o wszystkim mówić rodzicom i w takim przypadku nikt nie sprawdza się lepiej w roli powiernika niż brat czy siostra. Młoda dama prędzej zwróci się właśnie do starszej siostry z rozterkami sercowymi niż do mamy, przed którą będzie się wstydzić.

 

Oczywiście zdarza się, że dzielenie przestrzeni kończy się ustawicznymi awanturami. Jeśli dzieci są w trudnym wieku lub mają wybuchowy charakter, nie da się uniknąć wojen; każda z pociech walczy o uwagę, czas i własne miejsce w szeregu. Problem zaczyna się, jeśli rodzice nie są w stanie zapewnić wszystkim dzieciom osobnego pokoju - a zdarza się to bardzo często. Pociechy muszą nauczyć się, że nie wszystko im się należy i trzeba liczyć się też z potrzebami innych. Funkcjonowanie w takiej gromadce jest więc świetną szkołą życia.

 

rodzina wielodzietna
Dzieci, które dorastają w towarzystwie gromadki rodzeństwa, nigdy się nie nudzą!

 

Rodzina wielopokoleniowa

W przeszłości taki model był normalny, obecnie spotyka się go coraz rzadziej - nie znaczy to jednak, że ludzie całkowicie się od niego odcięli. W mocno niepewnych czasach młode małżeństwa nie poradziłyby sobie bez pomocy rodziców czy teściów - mimo że robią wszystko, żeby się usamodzielnić. Każdemu zależy na osobistej przestrzeni, jednak bezsprzecznie dzielenie mieszkania z innymi członkami rodziny ma wiele dobrych stron.

 

Znam rodzinę funkcjonującą w taki właśnie sposób. Seniorzy, nazwijmy ich Iksińscy, mają na własność dom na wsi oraz dwoje dorosłych dzieci - syna i córkę. Zarówno jedno, jak i drugie założyło już własne rodziny. Córka została u rodziców i zajęła piętro, które  wyremontowano i zaadaptowano do ich potrzeb, a do całej inwestycji dołożyli się rodzice. Syn miał ambicję, by postawić własny dom i dopiął swego - również z pomocą rodziców, którzy przez dłuższy czas się dokładali do materiałów budowlanych. Opuścił rodzinne podwórko… ale nie odszedł daleko - bo na drugą stronę drogi.

 

Bratu i siostrze urodziło się po dwójce dzieci, a ponieważ są w podobnym wieku, różnica między najmłodszym i najstarszym wynosi raptem dziesięć lat. Dzieciaki wychowują się razem z kuzynami i razem również uczęszczają do szkoły - starsze przecierały szlaki młodszym. Rodzina jest bardzo zżyta, a taki układ odpowiada wszystkim; młodzi mogą liczyć na pomoc rodziców i nie ma problemu, by zapewnić dzieciom opiekę w razie wyjazdu albo imprezy. Nie zdarzyło się jeszcze, by ktoś z familii nie mógł zjawić się na czyimś ślubie, pogrzebie bądź chrzcinach, nie mówiąc o takich uroczystościach jak odświętna msza na 1 listopada lub pasterka. Zawsze w domu mógł zostać ktoś, kto zajmował się wszystkimi dzieciakami.

 

Oczywiście seniorom również taki układ przynosi korzyści. Mogą liczyć na pomoc w gospodarstwie zarówno ze strony syna, jak i zięcia, natomiast córka i synowa z chęcią zajmują się seniorami w razie choroby czy niedomagania. Dzieci są szczęśliwe, że zawsze mają się z kim bawić. Starsze uczą się opiekować młodszymi i brać za nie odpowiedzialność, a młodsze podpatrują kuzynów i pełnymi garściami czerpią z ich doświadczenia. Obecność dziadków wpływa pozytywnie na ich rozwój i całość funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszyna.

 

Nie zawsze jest jednak tak różowo. Życie z innymi członkami rodziny wymaga dyscypliny i umiejętności wypracowywania kompromisów. Dzieciom wbija się do głów, że świat nie kręci się wokół nich, dzięki czemu nie przejawiają postaw egoistycznych. Niestety, czasami ten mechanizm zawodzi. Jeżeli najstarszy z kuzynów otrzymuje w prezencie tablet jako gadżet edukacyjny, pozostali chcą być traktowani równo i także dostać podobny sprzęt; w przeciwnym wypadku zamieniają życie rodziców i dziadków w piekło. Zdarzało się kilkakrotnie, że rodzice uginali się pod presją dzieci i po dwóch tygodniach od sprezentowania jednego gadżetu w domach pojawiały się trzy kolejne albo… ostatecznie tabletu nie miał nikt.

 

Najstarszy, najmłodszy czy średni?

Psychologowie twierdzą, że możliwe jest określenie, w jaki sposób rozwinie się charakter pociechy tylko na podstawie tego, którym jest dzieckiem z kolei. Jest w tym zapewne trochę przesady, jednak z całą stanowczością można stwierdzić, że na zachowanie malucha znacząco wpływa fakt, czy jest ono najmłodszych czy najstarszym członkiem rodziny.

 

Od najstarszego zazwyczaj najwięcej się wymaga. Pierworodny powinien być rozsądny i rezolutny - przynajmniej według rodziców i innych członków rodziny. Dość niesprawiedliwe jest, że najczęściej to starsze rodzeństwo jest zobligowane przez mamę i tatę do ustępowania młodszym. 'Jesteś starszy i powinieneś być mądrzejszy, więc odpuść'. Każdy, kto ma młodszych braci i siostry, słyszał wielokrotnie to zdanie i zapewne wiele razy zdarzyło mu się bluźnić pod nosem pod adresem rodziców, którzy je wypowiedzieli.

 

Często problemy starszego dziecka schodzą na dalszy plan, kiedy na horyzoncie pojawia się nowy członek rodziny. Starszak może czuć się więc odtrącony, szczególnie że przez długi czas był sam i otrzymywał sto procent uwagi rodziców. To on był uznawany przez rzesze cioć i wujów za najładniejszego, najcudowniejszego i w ogóle 'naj-'. Po pojawieniu się innych dzieci musiał oddać palmę pierwszeństwa, a wiadomo, że nikomu nie jest w smak tracić przywileje.

 

Z drugiej strony, w stereotypowych komentarzach na temat rzekomej inteligencji najstarszego dziecka jest sporo prawdy; rzeczywiście pierworodni często są bardzo zdolni, dobrze się uczą i przejawiają talenty, których młodsi bracia i siostry już nie wykazują. Ich zainteresowania są szerokie, a zdolności interpersonalne - bardzo duże. Niektórzy specjaliści twierdzą, że najstarsze dziecko 'zgarnia' najlepsze geny, jednak można to zjawisko wyjaśnić prościej - kiedy pierworodny się rodził, rodzice byli młodsi niż w przypadku rodzeństwa, a jak wiadomo, młodszy organizm jest biologicznie zdrowszy i lepiej przystosowany do prokreacji, a więc naturalnie wydaje na świat silniejsze potomstwo.

 

Po drugiej stronie barykady znajduje się najmłodsza pociecha w rodzinie; zazwyczaj rozpieszczona do bólu i z tendencją do szukania u innych uwagi; może się okazać, że najmłodszy maluch będzie większym egocentrykiem niż starszy brat, który przez wiele lat wychowywał się sam! Zaletą bycia najmłodszym jest to, że zawsze można zwrócić się do starszego rodzeństwa z prośbą o pomoc i wsparcie. Niestety, równocześnie jest się traktowanym przez otoczenie z pobłażliwością - dla części rodziców ostatnie dziecko zawsze pozostanie maleństwem, nawet kiedy dawno osiągnie pełnoletniość. Nie jest niczym dziwnym, że to, na co rodzice zgadzają się w przypadku pierworodnego, np. samodzielny wyjazd albo nocowanie u przyjaciela, jest nieosiągalne dla juniora również po wejściu w ten sam wiek co brat lub siostra. Bywa jednak, że sytuacja jest odwrotna i doświadczonym już rodzicom łatwiej jest zaakceptować samodzielne plany najmłodszego, a nie najstarszego dziecka.

 

Starszym rodzice ufają, podczas gdy młodsze starają się chronić; dzieci ostatnie mogą więc być nieco nieporadne życiowo. Negatywnym aspektem bycia najmłodszym jest przyziemna kwestia 'dziedziczenia' po starszych zabawek, ubrań, gadżetów itd. Jeśli trzeba dokonać poważniejszego zakupu, zazwyczaj na pierwszy plan wysuwają się potrzeby najstarszego dziecka.

 

Wobec powyższego można dojść do wniosku, że najlepiej jest być chyba w środku; mając i starsze, i młodsze rodzeństwo pociecha uczy się funkcjonować w rodzinnej hierarchii. Poznaje słodycz i gorycz bycia starszakiem, a jednocześnie przez pewien czas zaznaje radości bycia najmłodszym i rozpuszczanym. Zwykle również środkowe dziecko ma najlepszy kontakt z pozostałymi, bo z jednym i drugim biegunem dzieli je mniejsza różnica wieku niż w przypadku najstarszego i najmłodszego. Z drugiej strony pociecha czasem schodzi na dalszy plan, może stać się wycofana i dość trudno nawiązywać kontakty z otoczeniem; żyje w przeświadczeniu, że nie należy jej się uwaga, bo zawsze jest ktoś, kto potrzebuje jej bardziej (najmłodszy) oraz ktoś zdolny i inteligentny, który sam o nią zawalczy, jeśli zajdzie potrzeba (najstarszy). Dodatkowo od środkowych dzieci wymaga się, by stały się mediatorami między resztą rodzeństwa. Wielu taka rola może przypaść do gustu, jednak część pociech może się poczuć stygmatyzowana.

 

Duża lub mała różnica wieku

Nie ma się co oszukiwać - jeśli różnica wieku jest spora, tak naprawdę wychowujemy nie rodzeństwo, lecz dwóch jedynaków. Sama mam brata starszego o niemal dekadę - nigdy nie uczęszczaliśmy do jednej szkoły, bo kiedy on kończył jakiś etap edukacyjny, ja dopiero zaczynałam o stopień lub dwa niżej. Byłam zbyt mała, by móc dyskutować z nim na tematy, które jego interesowały, zaś dla niego mój świat był dziecinny i nieciekawy. Nie znaczy to, że nie dogadywaliśmy się, wręcz przeciwnie - uwielbiałam go, a on był najtroskliwszym bratem pod słońcem. Nie wszyscy jednak mają takie szczęście; zdarza się, że dzieci, które znacznie różnią się od siebie wiekiem, zwyczajnie nie mają sobie nic do powiedzenia, a ktoś spoza rodziny nigdy by nie uwierzył, że ma do czynienia z rodzeństwem.

 

siostry
Rodzeństwo w podobnym wieku zazwyczaj o wiele łatwiej znajduje wspólne tematy i zainteresowania

 

Uważa się, że odpowiednia różnica nie przekracza pięciu lat. Wówczas jest pewność, że dzieci dobrze się ze sobą dogadają, znajdą wspólny język, a jedno będzie się uczyło od drugiego. Zazwyczaj im szybciej po urodzeniu pierwszego dziecka na świat przychodzi kolejne, tym bliższa relacja łączy je w przyszłości. W takim przypadku pierwsze lata są dla rodziców bardzo trudne - starsze dziecko nie zdążyło jeszcze dorosnąć na tyle, by zająć się sobą, a tu znowu trzeba poświęcić wszystkie siły i całą uwagę dopiero co narodzonemu.

 

Starsze dzieci, gdy na świat przychodzi nowy członek rodziny, czasem 'cofają się w rozwoju'; im młodszy jest starszak, tym większą ma tendencję do dramatyzowania i tym większe są jego cierpienia spowodowane odsunięciem się od niego ukochanych mamy i taty. Dopóki dzieci nie przekonają się do siebie nawzajem - młodsze nie podrośnie, a starsze nie uzna juniora za 'swojego', a nie intruza odbierającego miłość mamy - rodziców ciekają trudne chwile.

 

Niezależnie, czy żyjemy w rodzinie wielodzietnej czy też zdecydujemy się na jedno dziecko albo czy nasze pociechy dzieli rok czy dwadzieścia lat różnicy - wszyscy mogą być szczęśliwi. O ile w domu panuje miłość i zaufanie, zaś członkowie familii - dwu-, trzy-, a nawet czteropokoleniowej - pomagają sobie i wspierają się, każde środowisko jest dla młodego człowieka zdrowe i przyjazne, a kiedy dorośnie, będzie mógł stwierdzić stanowczo, że z rodziną wychodzi się dobrze... nie tylko na zdjęciu.

 

Magdalena Lipniak-Młyńczak

Zobacz również

Skarbie, będziesz miał rodzeństwo

Skarbie, będziesz miał rodzeństwo

Pojawienie się w rodzinie kolejnego domownika zawsze jest rewolucją. Szczególnie jeśli mowa o kolejnym dziecku. Czy istnieje sposób, by przyjście na świat drugiego malucha było całkowicie bezbolesne i bezproblemowe?...

czytaj więcej

Sztuka kindersztuby

Sztuka kindersztuby

Kindersztuba, savoir-vivre, bon ton - znamy ją pod różnymi nazwami. Mowa o ogładzie, czyli zespole zachowań, które sprawiają, że jesteśmy odbierani jako osoby dobrze wychowane. Chyba nie ma człowieka, któremu nie jest...

czytaj więcej