Podany adres email jest błędny
Pole wymagane

Nie masz konta? Zarejestruj się za darmo!

Przedszkola jak z kraju fiordów

Artystyczne, sportowe, specjalne, integracyjne, językowe, muzyczne... Oferta edukacyjna przedszkoli jest z roku na rok bogatsza. W miarę jedzenia rośnie apetyt i tyczy się to również oczekiwań rodziców. Już nie wystarczy, aby przedszkole było 'przechowalnią', gdzie dziecko mogłoby przeczekać dniówkę rodzica w pracy. Teraz placówka ta powinna kompleksowo wspierać rozwój dziecka i pomagać mu odkrywać naturalne talenty i predyspozycje.

 

Jedną z ciekawszych propozycji jest system edukacji przedszkolnej popularny w Skandynawii. Warto się mu przyjrzeć - może się okazać, że niektóre rozwiązania przypadną nam do gustu, a rodacy zechcą zaadaptować je do polskich warunków.

 

Leśny ludek

Model skandynawski oparty jest na kontakcie z naturą i dla przeciętnego Polaka w średnim wieku może być - mówiąc oględnie - nie do pomyślenia. Faktycznie, jego założenia są dość… specyficzne, przynajmniej dla nas - wiele zależy od podejścia. Przedstawiona w artykule metoda nauki najmłodszych wywodzi się z krajów skandynawskich, ale z powodzeniem funkcjonuje również w Niemczech, Czechach, Austrii, Szkocji, a także (spoza europejskiego podwórka) w takich potęgach jak Japonia czy USA.

 

Na początek trzeba wyjaśnić, z czym w ogóle mamy do czynienia. Przedszkola, o których mowa, określane są mianem 'leśnych' (po niem. der Waldkindergarten). Dzień w takim przedszkolu wygląda nieco osobliwie (przynajmniej z punktu widzenia osoby przyzwyczajonej do tradycyjnych metod pobierania nauk). Przede wszystkim - przedszkole nie ma siedziby jak tradycyjne. To nie błąd autora - naprawdę przedszkole leśne… nie ma budynku (w przeważającej większości przypadków). Zgodnie z filozofią leśnych przedszkoli, powinno się przykładać wagę do tego, żeby dzieci wzrastały i uczyły się w naturalnym otoczeniu, a to oznacza spędzanie na zewnątrz tyle czasu, ile to możliwe. I nie ma tu przesady - za 'leśne' można uznać placówkę, w której stosunek czasu spędzanego przez uczniów na dworze do tego spędzanego pod dachem jest równy osiem do dwóch na korzyść tego pierwszego.

 

W przedszkolu takim nie ma więc ławek, tablic, ba! nie ma nawet ścian. Dzieci, jeśli zajdzie faktyczna potrzeba, korzystają z rozwiązań 'chałupniczych' - mogą skryć się w specjalnie przeznaczonym do tego namiocie, tipi, jurcie, barakowozie, udostępnionej przez gajowego leśniczówce… Opcji jest wiele, jednak żadna nie zakłada zamknięcia dzieci w czterech ścianach, gdzie mogą co najwyżej nabawić się klaustrofobii.

 

dzieci w parku
W przedszkolu leśnym dzieci mogą obcować z naturą na co dzień

 

Pobrudzone ziemią, wyczesane wiatrem

Dzieci w leśnym przedszkolu są tak naprawdę puszczone samopas. W tym miejscu wielu rodzicom zapali się czerwona lampka - jak to samopas? Słowo to kojarzy się z brakiem kontroli i opieki nad dzieckiem. Owszem, częściowo się to zgadza - przynajmniej w stosunku do pierwszej części zdania. Faktycznie kontrola (w tradycyjnym znaczeniu tego słowa) nie jest sprawowana. Dzieci nie czują się 'stłamszone', a w nauczycielach, wychowawcach, opiekunach widzą raczej partnerów i powierników niż żandarmów.

 

W takim przedszkolu dorośli nie nadzorują, lecz towarzyszą. Nie uświadczy się tradycyjnych zabawek - nawet nie byłoby ich, gdzie przechowywać, skoro, jak wspomniano wyżej, placówki nie mają siedzib i de facto mogą powstać wszędzie, na łące, w lesie, na plaży i każdego dnia zmieniać miejsce… Dzieci bawią się tym, co znajdą. Przyroda oferuje wbrew pozorom pokaźny zbiór różnych cudeniek: kasztany, kamyki, żołędzie, patyczki, liście, dzikie owoce (niekoniecznie do jedzenia, również - do liczenia, układania torów wyścigowych lub… rozmaźglania ich na buzi kolegi, żeby upodobnić go do Indianina Łownego Sokoła). Jak się okazuje, dzieci w takiej rzeczywistości świetnie funkcjonują, a brak drogich zabawek jedynie pobudza ich wyobraźnię, która musi pracować na najwyższych obrotach, by w umyśle dziecka 'przerobić' wierzbową witkę w miecz świetlny.

 

Dzieci spędzają czas na dworze niezależnie od pogody i pory roku. To, co nam wydaje się niezwykłe i dziwaczne, a może nawet szkodliwe, dla przyjaciół z północy Europy jest całkiem normalne; to oni wymyślili przysłowie, że 'nie ma złej pogody - jedynie nieodpowiedni strój'. Niestraszne 'leśnym skrzatom' są parzące słońce, strugi deszczu czy śnieżne zaspy. Obowiązkiem rodziców jest odpowiednio syna lub córkę wyposażyć - w zależności od aury, dzieci przychodzą na zajęcia w kaloszach, płaszczach przeciwdeszczowych, ciepłych kurtkach albo w czapkach z daszkiem i chusteczkach na głowę. Mają ubrania na zmianę na wypadek, gdyby się ubrudziły (co nie jest rzadkie, zważywszy, że w leśnych przedszkolach dzieci są zachęcane do zabawy w sposób nieskrępowany, czyli taplanie się w błocie na wzór świnki również wchodzi w grę).

 

Dzieci biegają luzem, jednak opiekunowie mają na wszystkie oko. Starają się interwencje ograniczyć do minimum; głównym założeniem jest budowanie w dziecku poczucia niezależności, uczenia je współpracy, podejmowania decyzji i zacieśniania kontaktów międzyludzkich. Obecność dorosłych 'strażników moralności' nie przynosi w tym względzie nic dobrego, a jedynie zakłóca naturalny proces 'docierania się' młodzieży.

 

Pedagogika alternatywna

Na jednej ze stron podejmujących tematykę leśnych przedszkoli scharakteryzowano je w bardzo trafny sposób:

 

'W otoczeniu przyrody dzieci zastanawiają się, zadają pytania, wyruszają w podróż w głąb siebie. Przedszkola promują zdrowy tryb życia, kreatywny ruch, śpiew, śmiech, życzliwość, elastyczność, pozytywne myślenie, uważność, prostotę, współczucie, wdzięczność, hojność i szacunek dla systemu ekologicznego ziemi'.

 

(fragment artykułu Justyny Romaniak, 'Leśne przedszkola - bez murów, z otwarciem na naturę' opublikowanego w portalu dziecisawazne.pl)

 

dzieci czytające książkę na łące
Przedszkolaki bawią się wspaniale w pięknych okolicznościach przyrody

 

Filozofia leśnych przedszkoli oparta jest pośrednio na kilku pedagogikach alternatywnych: demokratycznej, waldorfskiej oraz Montessori. Każda jest bardzo ciekawa, więc pokrótce je scharakteryzuję.

 

Demokratyczna - podejść do dziecka indywidualnie

Pedagogika demokratyczna oparta jest na przekonaniu, że przymus w postaci 'usadzenia' dziecka sztywno w ławce nie wpływa pozytywnie ani na jego osobowość, ani tym bardziej na efekty nauczania. Wychodzi się z założenia, że to dziecko powinno chcieć poznawać świat - i zazwyczaj tak jest, więc wystarczy tę naturalną potrzebę w nim rozwijać. To jego zainteresowania i uzdolnienia są w centrum edukacji. Indywidualne podejście jest największą zaletą tego typu edukacji.

 

Zwolennicy demokratycznej edukacji twierdzą, że dzieci w różnym wieku, w różnym tempie i w różnym zakresie rozwijają te same umiejętności. Każde ma inne zdolności - tymczasem szkoła tradycyjna 'stępia' ich indywidualność. Absolwenci danej szkoły często mogą być przyrównani do stempelków - każdy ma (albo powinien mieć) identyczny zasób wiedzy, odznaczać się podobnymi umiejętnościami i najlepiej jeszcze tak samo myśleć. Jest to bezsprzecznie jedna z największych bolączek współczesnych tradycyjnych systemów edukacyjnych.

 

Dziecko, które 'wpasowuje się w system', bez trudu zalicza podstawę programową oraz jest chwalone za umiejętność 'wysiedzenia' w ławce grzecznie określonego czasu, bez wiercenia się, pyskowania i hałasowania. Wśród pożądanych zdolności prym wiodą: biegłość w liczeniu, talent do języków, dobra pamięć do dat… Gorzej, jeśli dziecko przejawia uzdolnienia w zupełnie innym kierunku, np. artystycznym. Niestety na ten aspekt nie kładzie się nacisku w szkołach. Sytuacja jest natomiast tragiczna, jeśli dziecko 'ośmieli się' w pierwszej kolejności rozwijać umiejętności interpersonalne, zechce budować relacje i będzie to dla niego tymczasowo w pierwszych latach szkolnego życia ważniejsze niż chociażby umiejętność płynnego czytania wierszyków.

 

Może się okazać, że dzieci wybitnie uzdolnione w konkretnym kierunku, np. w sporcie lub z predyspozycjami do bycia liderem nie będą miały czasu, by rozwijać swoje zainteresowania, ponieważ będą zobowiązane do zaliczenia najpierw programu z dziedzin uznanych przez ekspertów za najistotniejsze (!).

 

W próbie standaryzacji nie ma niczego złego i jest to w sumie przedsięwzięcie szlachetne. Chodzi wszak o to, żeby każdy był traktowany równo… Niestety, 'równo' wcale nie oznacza 'sprawiedliwie'. Podstawowy błąd leży w tym, że ludzie generalnie właśnie nie są równi - charakteryzują się innymi systemami wartości, opiniami i uzdolnieniami. To, co jednemu przyjdzie bez trudu, dla innego na zawsze pozostanie poza zasięgiem. Dla zobrazowania absurdu takiego systemu wyobraźmy sobie następującą sytuację: małpa, słoń, rybka akwariowa i skunks chodzą do jednej klasy. Stają przed komisją egzaminacyjną. Jej przewodniczący oznajmia, że wezmą udział w teście, a żeby było sprawiedliwie, zadanie dla wszystkich będzie identyczne: wspiąć się na drzewo. Małpka bez trudu na nie wskoczy i zda na piątkę, ale co ma uczynić słoń? On nawet skakać nie umie! Ma za to predyspozycje do czego innego - jest silny, potężny, pewny siebie, bo sprawia wrażenie groźnego, ma świetną pamięć… Tylko cóż z tego, skoro zadaniem jest, by wspiął się na drzewo?

 

Waldorfska - podejście holistyczne (całościowe)

Twórcą tej metodyki był Rudolf Steiner, który opracował ją na przełomie XIX i XX wieku. Zastosowana po raz pierwszy w 1919 roku w Stuttgarcie w szkole otwartej dla dzieci robotników. To właśnie Steiner wypowiedział mądre słowa: 'Dorosły człowiek o tyle może być nauczycielem dziecka, o ile dziecko może być jego nauczycielem'. U podstaw jego metodyki leżą: szacunek do dziecka, jego indywidualności i wolności. Brzmi znajomo? O to właśnie walczą zwolennicy przedszkoli leśnych oraz edukacji demokratycznej!

 

Różnica polega na tym, że w metodzie waldorfskiej (zwanej też pedagogiką steinerowską od nazwiska twórcy) bierze się pod uwagę nie tylko sam proces nauczania, ale również - a może przede wszystkim - troskę o ogólny rozwój dziecka. Człowiek - nieważne, czy dorosły czy całkiem mały - 'jest podmiotem ciała, psychiki i ducha, żyjącym w nierozerwalnym związku ze środowiskiem społecznym i ekologicznym. Wchodząc w interakcje z tym środowiskiem zdobywa swoją tożsamość'. Ważne jest więc wspieranie dzieci w każdym aspekcie rozwoju: w sferze woli, myślenia i uczuć. Nic nie da sztuczne stymulowanie pamięci i zmuszanie mózgu do wysiłku przyswojenia ogromnej ilości materiału, jeśli będziemy to czynić w oderwaniu od fizjologii i duchowości.

 

Steiner podkreślał, że dziecka nie należy 'uczyć', lecz je 'wspierać', nie 'wychowywać', ale 'stymulować'. Dzieci mają naturalną tendencję do nauki, ciekawość świata, którą po prostu trzeba rozbudzić. Uczą się nie tylko głową, ale całym ciałem - poprzez naśladowanie, doświadczanie i powtarzanie. Dlatego akcent kładzie się na dostarczaniu dziecku przez nauczyciela bogactwa wzorców, dzięki którym może ono oddać się procesowi samowychowania (Steiner dowodził, że coś takiego istnieje!).

 

Istotną rzeczą, o której należy bezwzględnie wspomnieć w kontekście metodyki steinerowskiej jest to, jak ważna jest współpraca z rodzicami. Twórca podkreślał, że nie da się 'uczyć' dzieci w oderwaniu od środowiska rodzinnego, dlatego mama i tata są - w idealnym modelu - aktywni i wraz z nauczycielami starają się umożliwić dzieciom odkrywanie pasji i poszerzanie wiedzy.

 

chłopiec bawiący się w lesie
W przedszkolach leśnych dzieci spędzają czas kreatywnie i zdrowo

 

Montessori - ekstremalna metoda 'dzieci dzieciom'

Nie bez powodu użyłam w podtytule słowa 'ekstremalny'. Ze wszystkich sposobów na edukowanie dzieci ten należy do budzących największe wątpliwości… i przynoszących najlepsze rezultaty. Maria Montessori, twórczyni tej metody, w 1907 roku założyła pierwszy dom dziecięcy, gdzie ją wprowadziła. Wszystko miało się odbyć w ramach eksperymentu socjologicznego… zakończonego spektakularnym sukcesem. Po jakimś czasie dr Montessori otwierała już setną placówkę, a efekty jej pracy były tak zdumiewające, że podążać jej ścieżką zapragnęli nauczyciele z całego świata.

 

Fundamentem, na którym dr Maria oparła swoją metodę, była obserwacja procesu uczenia się dzieci. Odkryła, że dzieci uczą się najlepiej od siebie nawzajem - wykorzystała to, dostosowując warunki do ich potrzeb, m. in. zrezygnowała z grupowania dzieci według wieku. Wyszła z założenia, że skoro społeczeństwa są nie tylko koedukacyjne, ale też składają się z jednostek w różnym wieku, o różnej wiedzy i różnorodnych cechach, to podobną rzeczywistość należy stworzyć dzieciom w szkole.

 

W ten sposób dzieci mogą rozwijać się wszechstronnie w grupach zróżnicowanych pod względem wieku - starsze naturalnie przekazują wiedzę młodszym, mając poczucie, że są potrzebne i 'mądrzejsze', co buduje ich pewność siebie, zaś młodsze uzyskują dostęp do zasobów, które są na dany moment dla nich niedostępne, gdyż zwyczajnie są za małe, by coś zrozumieć. Dzięki takiemu systemowi 'dzieci dzieciom' żadna ze stron nie ma wrażenia, że się ją do czegoś przymusza - rówieśnik zawsze lepiej nas zrozumie i nie ma dystansu, który tworzy się (mimo szczerych chęci, by tak nie było) między uczniem i nauczycielem.

 

Ciekawym spostrzeżeniem jest to, że obecnie metoda Montessori jest szeroko wykorzystywana w pedagogice specjalnej w edukowaniu m. in. dzieci z zespołem Aspergera, autystycznych, z zespołem Downa itp. Co ważniejsze - ze świetnymi rezultatami.

 

Czy warto kombinować?

Wróćmy jednak do lasu, gdzie czeka na nas leśne przedszkole. Dzieci właśnie jedzą posiłek, oczywiście na zewnątrz, porozsiadane na pieńkach albo na gołej ziemi ze zwiniętym w rulon kocykiem wsuniętym pod tyłek (i co z tego, że jest dziesięć stopni? Trzeba się hartować!). W dłoniach miseczki i łyżki - połowa pożywnej zupy ląduje, oczywiście, wszędzie, tylko nie w buzi, ale co z tego? Konieczność użycia więcej proszku to nic w obliczu radości dziecka, które może samodzielnie zjeść posiłek.

 

W tym miejscu wiele osób może dojść do wniosku, że te całe 'leśne przedszkola' fajnie brzmią, ale są jednak niemądre i po głębszym zastanowieniu - kompletnie bezsensowne. Przeciwnicy tego rozwiązania podają różne argumenty za tradycyjnymi placówkami. Niektóre są błahe (np. konieczność poświęcenia dziecku o wiele więcej uwagi w przypadku przedszkoli alternatywnych, poczynając od dostarczania mu codziennie czystego przyodziewku, bo to z poprzedniego dnia nadaje się co najwyżej na szmaty), inne całkiem trafne.

 

Czy dziecko, przyzwyczajone do takiego 'rozhasania', dobrze zareaguje, kiedy wyrośnie z przedszkola i zostanie zamknięte w klasie, przymuszone do siedzenia po czterdzieści pięć minut w ławce z dłońmi splecionymi grzecznie na podołku? Jest to obawa uzasadniona, bo faktycznie mogłoby się wydawać, że takie dziecko absolutnie się do 'życia szkolnego' nie nadaje. Niestety w obecnym kształcie system edukacyjny nie jest w stanie zapewnić dziecku takiej stymulacji od najmłodszych lat aż do osiągnięcia pełnoletniości. W pewnym momencie dziecko zostanie 'wrzucone' w tę staroświecką machinę, jaką jest tradycyjna szkoła… i może przeżyć szok. (Chyba że rodzice zdecydują się po przedszkolu nie posyłać pociechy do szkoły i rozpocząć edukację domową - o wadach i zaletach takiego rozwiązania opowiem jednak w innym artykule.)

 

Mentalność ludzi w Polsce nie jest przygotowana na tak ogromne zmiany w zakresie edukacji. Na pewno wielką zaletą leśnych przedszkoli jest to, że dzieci codziennie mają kontakt z naturą - i to w takim zakresie, że całkowicie zaspokaja się ich potrzeby. Posłanie dziecka do takiej placówki to również sposób na budowanie jego odporności - uczniowie leśnych przedszkoli są zdrowsze i silniejsze od rówieśników, którzy spędzają długie godziny w zamknięciu wgapione w tablicę i przekładają klocki pomalowane sztuczną farbką.

 

Niektórych nie są jednak w stanie przekonać nawet raporty potwierdzające wysoką skuteczność tej 'wychowawczej filozofii'. Sceptyków warto spróbować przekonać czymś mniej 'drastycznym' i szokującym - obecnie na rynku dostępne są oferty np. przedszkoli ekologicznych. Chętnie posyłają do nich swoje dzieci osoby o konkretnym światopoglądzie: 'pro-eko'. Istnieje możliwość doboru placówki, w której menu dzieci jest w całości wegetariańskie lub wegańskie albo takiej, która kładzie nacisk na wybrane zajęcia.

 

Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że takie wyspecjalizowane placówki leżą zwykle w prywatnych rękach, a za tym idą konkretne koszty. Są one zależne od wielu czynników, m. in. wielkości miasta, w którym dane przedszkole się znajduje, a także oferty edukacyjnej i pozaedukacyjnej - jednak trzeba być przygotowanym na miesięczne opłaty wyrażone liczbą trzycyfrową, a w ekstremalnych warunkach (lub w dużych miastach): nawet czterocyfrową.

 

Gdzie szukać?

Czy takie przedszkola i szkoły na modłę skandynawską są w ogóle dostępne w Polsce? Okazuje się, że jak najbardziej. Pozwolę sobie wymienić kilka: pierwszym jest 'Dzika Osada' w Konarach (której patronuje Fundacja Dzieci z Naturą). Trzy typowe leśne przedszkola, w których nauka odbywa się zgodnie z metodyką Montessori, działają od września 2014 roku w Przyłękowie, Krzyżówkach i w Koszarawie Bystrej (koło Żywca). W Wyrach na Śląsku działa Naturalna Szkoła 'Bukowy Dom'. Filią jest oddział w Bielsku-Białej - 'Dębowy Dom'.

Kolejne dwa leśne przedszkola zlokalizowane są w Warszawie; jedno z nich to 'Leśna Droga', drugie: 'Leśne Przedszkole' w okolicach Lasku Kabackiego. W Krakowie działa inicjatywa 'Qnaturze' organizująca leśne półkolonie dla dzieci. (Więcej na temat poszczególnych placówek można przeczytać we wspomnianym wyżej artykule pani Justyny Romaniak.)

 

W życiu każdego rodzica przychodzi moment, kiedy musi podjąć decyzję dotyczącą edukacji dziecka. Uczęszczanie do nie tyle dobrego, co odpowiedniego i dostosowanego do niego przedszkola jest dla dziecka pierwszym krokiem ku wszechstronnej edukacji. Do obowiązków rodziców należy dobrać ofertę tak, by pociecha była zadowolona. Nie ma przecież nic lepszego niż widok zadowolonego dziecka, które każdego dnia biegnie do szkoły zachwycone perspektywą zdobycia kolejnej wiedzy… Prawda?

 

Magdalena Lipniak-Młyńczak

 

Zobacz również

Wady i zalety szkół i przedszkoli integracyjnych

Wady i zalety szkół i przedszkoli integracyjnych

Każdy co najmniej kilka razy w życiu spotkał się z określeniem 'szkoła integracyjna'. Obecnie występują one w większości miejscowości, również tych mniejszych. Nie wszyscy wiedzą, czym dokładnie są i...

czytaj więcej

Arteterapia dla przedszkolaka

Arteterapia dla przedszkolaka

Przestąpienie progu przedszkola to zupełnie nowy, pełen odkryć okres dla dziecka. Nowi koledzy, nowe zadania i w tym wszystkim odkrywanie samego siebie… Jak najlepiej zadbać o wszechstronny rozwój podopiecznego?...

czytaj więcej