Kolonie, obozy, biwaki. Dziecko na wakacjach
Lipiec w rozkwicie, sezon urlopowy w pełni. Skończył się rok szkolny i jak co roku rodzi się pytanie - jak zagospodarować pociechom czas? Znakomita część rodziców decyduje się na opłacenie dziecku jakiegoś zorganizowanego wyjazdu - w zależności od wieku uczestnika, mogą to być kolonie, półkolonie, obozy... Równie popularne są różnego rodzaju warsztaty czy zawody. Wyjazd z domu zawsze jest stresem - i dla dziecka i dla... rodzica. Jak przygotować pociechę na spędzenie kilku dni (albo nawet tygodni) poza domem? Jak nie dopuścić do sytuacji, że po dwóch dobach wróci do domu z płaczem i z przekonaniem, że nie nadaje się do takich wyjazdów?
Przygotowania czas zacząć
Dzieci, które regularnie jeździły na kolonie, w dorosłym życiu okazują się bardziej zaradne, oszczędne i towarzyskie od rówieśników, którzy wakacje i ferie zwykle spędzali w czterech ścianach. Podróże, dalekie i całkiem bliskie, stwarzają możliwość poznawania świata, zaś towarzystwo osób w podobnym wieku ułatwia integrację i wymianę doświadczeń. Zapisanie dziecka na zorganizowane wczasy to na pewno lepsze rozwiązanie niż kupno mu konsoli - w drugim przypadku możemy być pewni, że bite dwa miesiące pociecha przesiedzi w fotelu i nie wyściubi nosa na zewnątrz.
Planowanie wyjazdu najlepiej zacząć już na wiosnę. Wtedy zaczynają pojawiać się oferty i katalogi - warto usiąść z partnerem i zdecydować, które pozycje znajdują się w zasięgu możliwości. Dopiero w następnej kolejności można zaprosić do rozmowy dziecko - byłoby kiepsko, gdyby pociecha wymarzyła sobie wyjątkowo drogi dwutygodniowy obóz jeździecki w Szwajcarii, na który rodziców po prostu nie stać. Z braku innych możliwości pociecha z przyjemnością przyjmie propozycję wycieczki w polskie góry.
Zapytanie dziecka o zdanie w kwestii doboru miejsca to warunek konieczny - nawet w przypadku najmłodszych podróżników. Nie jest prawdą, że kilkulatkowi jest wszystko jedno - nawet podstawówkowicz ma swoje preferencje. Może woleć góry albo morze; mały sportowiec z niewyczerpanymi pokładami energii zanudzi się na śmierć na statecznym wyjeździe polegającym głównie na zwiedzaniu miasta, natomiast nieśmiałek albo typowy mieszczuch nie odnajdą się na obfitującym w przygody, ale wymagającym kondycji i współpracy obozie harcerskim.
Kiedy dokonaliśmy już wyboru, który zaakceptowało także dziecko, możemy z wytęsknieniem wyczekiwać 'godziny zero'. A kiedy ona nadejdzie...
Ptak poza klatką
Dziecko, które po raz pierwszy w życiu wyjeżdża na kolonie, jest jednocześnie podekscytowane, rozentuzjazmowane i przerażone. Nic lepiej nie oddaje znaczenia sformułowania 'mieszane uczucia' niż sytuacja, kiedy pociecha stoi w autobusie mającym ją zawieźć nad morze z kilkanaściorgiem innych dzieci i macha rodzicom znajdującym się na zewnątrz. Każdy kiedyś przeżył taką chwilę; z jednej strony chcemy jak najszybciej ruszyć w nieznane, z drugiej wydaje się nas to przerastać. Jest to całkowicie normalne i warto uprzedzić dziecko, że tak może się czuć - ale wtedy zawsze może poprosić kogoś o pomoc.
W torbie podróżnej (przy pakowaniu której dziecko obowiązkowo powinno być - a jeszcze lepiej, by spakowało się samo z pomocą rodziców) bezwzględnie znaleźć się powinny: telefon, leki, które pociecha na co dzień zażywa, karteczki z informacjami o schorzeniach przewlekłych i inne przedmioty mogące ocalić mu życie, gdy wpadnie w tarapaty. Oczywistością są również obowiązkowe dokumenty i wystarczająca kwota gotówki. W przypadku małych dzieci najważniejsze rzeczy warto przekazać wychowawcy kolonijnemu - pod jego opieką fanty będą bezpieczne.
Często rodzice zastanawiają się, czy na wyjazd zaopatrzyć pociechę w sprzęt elektroniczny; być może kiedyś nie było to niezbędne, jednak według mnie w dzisiejszych czasach odpowiedź brzmi: tak. O ile tablety, czytniki e-booków, MP3-ki czy nawet - o zgrozo! - laptopy są kompletnie nieprzydatne (dziecko jedzie na wakacje odpocząć od zabawek i komputera!), o tyle telefon komórkowy to rzecz nadzwyczaj przydatna. Warto mieć z dzieckiem stały kontakt - pozwoli to zrelaksować się i jemu, i rodzicowi.
Smyk nie powinien mieć przy sobie zbyt dużej gotówki. Młodemu wczasowiczowi wystarczy niewielka kwota na podróż, pierwsze godziny po przyjeździe i pamiątki - reszta powinna znajdować się u opiekuna kolonii. Starsze dziecko i nastolatek mogą otrzymać kartę - w ten sposób łatwo wypłacą pieniądze (można na czas wakacji założyć specjalne konto albo subkonto i tam przelać wymaganą sumę) i zapłacą za pamiątki bez obawy, że zgubią portfel i zostaną bez pieniędzy przez kolejny tydzień.
Nowe doświadczenia
Życie ma to do siebie, że niesie mnóstwo nieprzewidzianych, nieprzyjemnych sytuacji. Nie wszystkie przykrości muszą spotkać nasze dziecko, ale warto być zabezpieczonym na wszystko (albo prawie wszystko), szczególnie gdy pociecha spędza wakacje poza domem po raz pierwszy. Na jazdę warto zaopatrzyć je w środki przeciwwymiotne, a na sam czas zabawy - w odpowiednie kosmetyki (krem do opalania, spray na komary itd.) oraz wystarczającą ilość ubrań.
Dziecko, które wyjeżdża na kolonie, musi wykazywać się chociaż podstawową samodzielnością. Niestety, nie każdy szkrab nadaje się na taką wyprawę - tak jak nie ma dwóch identycznych dorosłych, tak i dziesięciolatki rozwijają się w różnym tempie. Nie powinniśmy wysyłać na dwutygodniowe wczasy pod chmurką pociechy mało zaradnej i strachliwej, bo nie przywiezie z wakacji nic poza frustracją i niechęcią do kontynuowania takiej przygody w przyszłości. Uczestnik kolonii, nawet w wieku siedmiu lat, powinien umieć przygotować sobie coś prostego do jedzenia (przyszykować kanapki, zalać płatki mlekiem), dokonać drobnych zakupów (picie, bilety, pamiątki), posprzątać (nie doprowadzić pokoju do stanu katastrofy w dwa dni po zakwaterowaniu, na bieżąco zbierać rzeczy, wytrzeć rozlany napój) oraz zadbać o własną higienę (nieodosobnione są przypadki, gdy dzieci, wyjęte spod pieczy rodziców, całymi dniami się... nie myją). Pamiętam, że gdy sama pojechałam na zieloną szkołę, pokój dzieliłam w koleżanką, która nigdy wcześniej nie brała udziału w pracach domowych i nie potrafiła się odnaleźć. O jej braku przystosowania najlepiej świadczył fakt, że dziewczynka - owszem - bez problemu zrobiła sobie przepierkę bielizny za pomocą przywiezionego z domu proszku do prania, jednak nikt jej nie uświadomił, że po wypraniu, a przed powieszeniem do wyschnięcia ubranie należy... wypłukać. Koleżanka nabawiła się okropnej wysypki i straciła dwa dni, gdyż musiała zostać w ośrodku i smarować się maścią łagodzącą świąd.
Trzeba pokazać dziecku, jak należy się spakować w taki sposób, by udało się upchnąć do walizy wszystkie rzeczy, jakie się ze sobą zabrało. Plecaki i torby mają tę zabawną cechę, że o ile w domu są przepastne, o tyle w czasie kolonii dziwnie się kurczą i nagle w dniu powrotu okazuje się, że nic się w nich nie mieści. Dodatkowo dobrze byłoby, żeby pociecha przywiozła z wyjazdu wszystkie rzeczy, ubrania i bibeloty - i najlepiej... swoje własne. Tutaj również moje osobiste doświadczenie podpowiada, że dzieciaki, szczególnie młodsze, nagminne zapodziewają części garderoby i podbierają kolegom - oczywiście nieumyślnie - kosmetyki, parasolki, piżamy, a nawet... obuwie. Moja mama miała na tę okoliczność niezawodny sposób - zarówno mnie, jak prawie dekadę wcześniej mojemu bratu wyszywała na każdym elemencie ubioru inicjał albo inny umówiony symbol. Kilkulatki miewają problemy z określeniem, co do nich należy, zaś taka 'ściąga' sprawi, że w torbie znajdą się wszystkie rzeczy i tylko te należące do dziecka.
Najważniejsze i najbardziej przydatne umiejętności dziecko wynosi z domu. Tak samo jak w szkole nauczyciele nie wychowają za nas dziecka, tak naiwnością byłoby liczyć na to, że kolonia nauczy pociechę gospodarności i zwróci nam dziecko przygotowane do trudów codziennego życia. Ono powinno to już umieć!
Mamo, zabierz mnie stąd!
Niezależnie od tego, jakie atrakcje zapewniają wczasy, nie da się uniknąć sytuacji, gdy pociecha zadzwoni do nas - zwykle pierwszego albo drugiego dnia - szlochając w słuchawkę, że chce natychmiast wracać do domu i w ogóle jej się na miejscu nie podoba. Tęsknota dla małego dziecka bywa nie do opanowania i nic dziwnego, że wczasowiczowi puszczają nerwy (szczególnie kiedy po wyczerpującej podróży znalazł się w obcej lokalizacji i po raz pierwszy od kilkudziesięciu godzin słyszy przez telefon głos mamy). Chociaż rodzicom w takim przypadku kraje się serce, nie trzeba gnać pędem do samochodu i wyruszać w drogę, by dziecko zabrać - wystarczą dwa-trzy dni, by smyk przyzwyczaił się i zaczął czerpać przyjemność z kolonii.
Zazwyczaj trudności występują tylko na początku obozu czy kolonii. Mogą pojawić się problemy ze snem, brak apetytu, płaczliwość i apatia. Niektóre dzieci bywają agresywne, inne, wręcz przeciwnie, stronią od rówieśników. Nie potrafią się zaadoptować do odmiennego środowiska. Potem jednak, kiedy już znajdą kolegów, to, co je przerastało, przeradza się w wyzwanie i przygodę i pod koniec turnusu mały wczasowicz zwykle też szlocha w słuchawkę... skarżąc się, że nie chce jeszcze wracać.
Nieważne, gdzie poślemy dziecko na wakacje i w jakim wieku - dla niemal każdego szkraba znajdzie się odpowiednia oferta. Jako rodzice powinniśmy zadbać, by dziecko dobrze wyposażyć i udzielić praktycznych wskazówek; wybrać godnego zaufania organizatora; sprawdzić miejsce, gdzie dziecko spędzi najbliższe dni lub tygodnie, a także kadrę, która będzie się naszym skarbem opiekować; wreszcie: uspokoić się i nie okazywać negatywnych emocji, które udzielą się dziecku przed wyjazdem. Bo przecież wakacje powinny być źródłem dobrych wspomnień, a pociecha 'zaprawiona w bojach' jako uczestnik licznych kolonii czy obozów nie tylko lepiej poradzi sobie w szkole, ale przede wszystkim - w życiu.
Magdalena Lipniak-Młyńczak
Najnowsze artykuły
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Aleksander Fredro
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Julian Tuwim
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Jan Brzechwa
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Maria Konopnicka
- Jak rozbudzić w dziecku pasję? Poradnik w pięciu krokach
- Odporność w czasach pandemii