Dziecko ma problemy… ale jakie?
Czasami stajemy pod ścianą. Dochodzimy do momentu, kiedy nie możemy sobie poradzić i problemy nas przytłaczają. Zdarza się to każdemu, niezależnie od wieku. Równie dobrze coś podobnego może spotkać nasze dziecko - nieważne, czy ma osiem czy osiemnaście lat. Niestety, zbuntowany nastolatek albo nieśmiały podstawówkowicz nie kwapią się do zawierzenia rodzicom tajemnic i dzielenia się rozterkami. Z dnia na dzień dziecko robi się przygnębione albo agresywne, nieobecne lub podejrzliwe, a my nic z tego nie rozumiemy. Jak mu pomóc, nie wiedząc, z czym się boryka?
Na szczęście niektóre zachowania są uniwersalne i istnieją konkretne znaki świadczące o pewnych rodzajach problemów. Wystarczy być czujnym i przypatrzyć się dziecku, żeby zauważyć coś niepokojącego. Poniżej zestawienie najczęstszych przyczyn problemów, z którymi młodzi ludzie sobie nie radzą, ale raczej nie proszą o wsparcie rodziców.
Bierze narkotyki albo dopalacze
Nielegalne środki są ogromnym problemem wśród młodzieży. Coraz młodsze dzieci sięgają po nie, żeby się zabawić, zapomnieć o rzeczywistości albo dla poprawy koncentracji. Nieistotne są pobudki - w tym przypadku cel absolutnie nie uświęca środków, bo narkotyki, niezależnie od rodzaju, wyniszczają organizm, a im dłużej się je zażywa, tym silniejsze jest uzależnienie. Jeszcze gorsze są dopalacze, które charakteryzują się występowaniem w nich niezidentyfikowanych, trujących substancji. Osoba, która je zażyła, często nawet po szybkim trafieniu do szpitala nie może liczyć na ratunek.
Pierwszym znakiem świadczącym, że dzieje się coś złego, jest raptowna zmiana zachowania. Różne narkotyki mają różne działanie, ale zawsze podstawowym objawem, który powinien nas niepokoić, jest rewolucja w życiu pociechy. Jeśli wcześniej mieliśmy w domu spokojnego flegmatyka, który nieoczekiwanie zaczyna się awanturować, wiadomo, że dzieje się coś złego.
W pokoju dziecka możemy natknąć się na torebeczki z podejrzaną zawartością, pojedyncze tabletki, drobne pakunki z proszkiem w środku albo butelki z napojami, które dziwnie wyglądają i pachną i nie przypominają niczego, co znamy.
Dziecko zmienia się również z wyglądu - chudnie albo tyje, miewa dziwne tiki, nie wie, co zrobić z rękami. Warto patrzeć mu w oczy - nie bez powodu mówi się, że są zwierciadłem duszy. Odbija się w nich każde destrukcyjne zachowanie względem własnego organizmu. Źrenice mogą być nienaturalnie powiększone albo zwężone, tęczówki zmętniałe, a białka - przekrwione. W Internecie znajdziemy masę ulotek z wyszczególnionym działaniem poszczególnych środków, ale znajomość takich detali nie jest konieczna - jeśli tylko zauważymy, że dziecku "źle z oczu patrzy", powinniśmy zareagować.
Pali papierosy lub haszysz
Zarówno jedna, jak i druga substancja, mimo że uzależniają równie silnie co tzw. twarde narkotyki, nie są uznawane za zbyt niebezpieczne, a ich zażywanie jest bagatelizowane. Trudno z tym walczyć, szczególnie że dostęp do wyrobów tytoniowych jest powszechny (niestety, również dla młodzieży poniżej osiemnastego roku życia - pod warunkiem, że dziecko jest wystarczająco sprytne, a dziewięćdziesiąt procent jest) i są one w pełni legalne, podobnie jak alkohol. Marihuany, co prawda, jeszcze nie zalegalizowano, jednak mimo to młodzież ma swoje dojścia i zdobycie kilku gramów nie stanowi problemu.
Zakwalifikowałam te dwie substancje do osobnej grupy, ponieważ tutaj zachowanie dziecka nie zmienia się za bardzo; za to warto wytężyć węch - ponieważ i papierosy, i skręty wydzielają specyficzny zapach, łatwo rozpoznać, że ktoś palił. Rodzic może zauważyć (np. podczas wrzucania ubrań do pralki), że cuchną dymem albo wręcz przeciwnie - pachną intensywnie perfumami, którymi dziecko starało się zneutralizować smród. Jeśli wcześnie nastolatek nie przepadał za zapachowymi kosmetykami i pachnidłami, a nagle zaczyna pachnieć jak drogeria w upalny dzień, można się spodziewać, że coś jest na rzeczy.
Zapach marihuany jest na tyle specyficzny, że rodzice, którzy nigdy nie mieli z nią do czynienia, mogą być skonfundowani. Aromat jest słodkawy i całkiem przyjemny i utrzymuje się długo na ubraniach (zwłaszcza wierzchnich, które nasiąkają jak gąbka), ale również na włosach i skórze. Odór dymu wyczuwalny jest również w oddechu osoby palącej. Warto przyjrzeć się paznokciom; w krótkim czasie raczej się nie przebarwią, jednak jest spore prawdopodobieństwo, że na opuszkach pojawią się specyficzne plamy od filtra, natomiast pod płytką zbierze się osad z popiołu.
Oczywistym dowodem są znalezione w kieszeni czy w torbie pojedyncze sztuki papierosów, niedopałki albo ślady popiołu - jednak sprytne dziecko będzie je ukrywać lub usuwać. Problem jest poważny, kiedy z portfela zaczynają znikać drobne kwoty. W takim przypadku warto porozmawiać z dzieckiem niezależnie od tego, na co naprawdę pieniądze wydaje (oczywiście, jeśli nie mamy żadnego punktu zaczepienia, nie powinniśmy podejrzewać go o najgorsze uczynki). W pokoju wielbiciela "chilloutu" można natknąć się na bibułki, lufki czy suszone kawałki roślin, co do pochodzenia których nie mamy pewności. Na to również warto zwracać uwagę.
Należy pamiętać, że uzależnienie od papierosów jest, wbrew pozorom, bardzo silne; dziecko może mieć nagle problemy z koncentracją, denerwuje się; powszechnym objawem u palacza jest ustawiczne przebieranie palcami, ciągłe szukanie czegoś do potrzymania czy miętoszenia (nie wie on, co począć z rękami). Haszysz zaś ma właściwości relaksujące, ale również rozweselające. Pobudza metabolizm - znanym skutkiem ubocznym zaciągania się jest tzw. gastrofaza, czyli niepohamowany apetyt. Jeśli przyłapiemy syna lub córkę na buszowaniu w nocy w lodówce, mimo że wcześniej się to nie zdarzało, trzeba być czujnym; rzecz jasna, prawie na pewno jest to spowodowane procesem dojrzewania i szalejącymi hormonami, ale w jednym procencie przypadków może to być coś innego.
Stosuje albo pada ofiarą przemocy
W dzisiejszych czasach młodzież z trudem radzi sobie z emocjami. Nie mogąc znaleźć dla nich ujścia, coraz młodsze dzieci sięgają po argumenty siłowe. Często nie potrafią uargumentować swoich racji, bo nikt ich tego nie uczy, zaś takie rozwiązanie jest prostsze i bardziej intuicyjne - co nie znaczy, że lepsze.
Zdarza się nagminnie, że do pewnego wieku problem w ogóle nie występuje. Możemy mieć w domu najspokojniejsze dziecko pod słońcem, które nagle, wydawałoby się - bez powodu, po osiągnięciu dwunastu czy piętnastu lat przemienia się w rozbójnika. Nie ma znaczenia, czy dręczy innych czy samo jest maltretowane - oznaki mogą być podobne w obu przypadkach.
Tendencja do sięgania po przemoc pojawia się najczęściej wraz ze zmianą otoczenia. Dziecko, które kończy jeden etap edukacji i zaczyna kolejny jest bardziej narażone na bijatyki. Prosto to wytłumaczyć - w nowym środowisku czuje się niepewne i zagubione, a atak jest najlepszą obroną, pociecha atakuje więc każdego, kto chce się do niej zbliżyć. Rodzice mogą zauważyć, że dziecku zmienił się charakter - o ile wcześniej było spokojne i łagodne, teraz może stać się agresywne, wdawać się w pyskówki itp. Oczywiście da się to zrzucić na karb dojrzewania, jednak w tym momencie warto przyjrzeć się latorośli uważniej - bójki pozostawiają ślady nie tylko na psychice, ale również… na ciele. Zaalarmować powinien nas widok siniaków na ramionach albo nogach dziecka - łatwo to podpatrzeć, kiedy przebiera się, ściąga bluzę itp. Syn lub córka mogą mieć posiniaczone kostki; niezaprzeczalnie powodem do niepokoju jest każde zadrapanie na twarzy bądź limo pod okiem. Pozostańmy czujni, nawet jeśli dziecko zarzeka się, że upadło, dobiło do drzwi itp.
Człowiek, na którym inni się wyżywają, zwykle unika kontaktu cielesnego, który zaczyna źle mu się kojarzyć. Jeśli dziecko wcześniej nie miało nic przeciwko przytuleniu, objęciu czy całusowi w policzek, a nieoczekiwanie zwyczajne poklepanie po ramieniu czy położenie dłoni na głowie stanowi dla niego problem - może to oznaczać coś złego. Znowu jednak warto zachować umiar - zwykle po prostu nastolatek dorasta i zaczyna mieć awersję do "dziecinnych" pieszczot. Nie powinien jednak reagować na nie agresywnie - niechęcią, wściekłością czy jeżeniem się.
Wpadło w sidła sekty
Jeszcze kilka lat temu temat sekt był bardzo na czasie; non stop z różnych mediów spływały informacje o kolejnej groźnej grupie. Wyjątkowe nasilenie dało się zaobserwować na początku nowego milenium - na przełomie wieków. Wyjaśnienie jest proste - na rok 2000 wielokrotnie przepowiadano koniec świata i inne katastrofy, a w takich warunkach, w czasie powszechnej niepewności, organizacje religijne i okołoreligijne wyrastają jak grzyby po deszczu. Teraz temat nieco przycichł, jednak nie znaczy to, że stracił na aktualności. Organizacje tego typu nadal są ogromnym zagrożeniem.
Dorastające dzieci poszukują nie tylko swojej tożsamości, ale przede wszystkim akceptacji otoczenia. Przejawiają tendencję do zbytniego konformizmu, co zazwyczaj źle się kończy. Pół biedy, jeżeli - tak jak większość dzieciaków w okresie dojrzewania - objawem jest ślepe podążanie za modą i ignorowanie poleceń rodziców, które do tej pory wykonywały bez szemrania. Problem pojawia się, gdy pociecha nawiąże kontakt z osobami nakłaniającymi ją do zanegowania wszystkich dotychczasowych wartości, a także odcięcia się od rodziny i przyjaciół.
Wielu rodziców nie wyobraża sobie, w jaki sposób dziecko mogłoby "wpaść w szpony" jakiegoś fanatyka. To, że nie zdajemy sobie sprawy ze skali problemu, nie znaczy, że go nie ma. Pociecha, która znajduje się pod wpływem guru czy innego mistrza, zachowuje się inaczej niż do tej pory. Prawie na pewno będzie izolować się od bliskich, ponieważ zazwyczaj tego wymaga regulamin wspólnoty. Może zmienić styl ubierania się, czesania albo dietę (np. odmawiać jedzenia mięsa, żywić się wyłącznie wybranymi produktami, w ogóle nie jadać z rodziną itp.).
W pokoju dziecka znajdziemy prawdopodobnie podejrzane książki czy broszury, a sama pociecha może znikać na całe popołudnia i nie wiadomo, gdzie się znajduje. W większości przypadków będzie się włóczyć z przyjaciółmi i imprezować, jednak warto trzymać rękę na pulsie.
Dzisiejsze "sekty" nie mają wiele wspólnego z tym, z czym mieliśmy do czynienia jeszcze kilka lat temu - obecnie na to niechlubne miało zasługują również niektóre "grupy wsparcia" dostępne w mediach społecznościowych. Rozpowszechniają wątpliwe wartości i zalecają dziwne i przerażające zachowania, dlatego rozsądny rodzic ma się na baczności przy korzystaniu przez dziecko z komputera. O tzw. niebieskim wielorybie, "grze" internetowej, w której społeczność kompletuje listę potwornych zadań do wykonania, zaczynając od samookaleczania się lub odmawiania sobie snu, na samobójstwie kończąc, alarmowały media wiosną br.
Uzależniło się od nowoczesnych technologii
Skoro poruszyłam już wątek komputera, nie sposób nie wspomnieć o znaku naszych czasów - uzależnieniu od Facebooka (i platform społecznościowych w ogóle). To, co kiedyś było nie do pomyślenia, teraz staje się normą i dzieci (ale nie tylko) coraz rzadziej porozumiewają się ze sobą inaczej niż przez krótkie komunikaty tekstowe. Zanika zdolność wyrażania myśli, a SMS-y zastępują rozmowę w cztery oczy.
Nie ma powodów do obaw (nawet jeśli dziecko spędza w sieci długie godziny) pod warunkiem, że nie przesadza. Oczywiście, pod hasłem "przesada" każdy rodzic rozumie co innego, jednak można przyjąć, że nie ma się czym przejmować, jeśli dziecko mimo "przyklejenia się" do ekranu spędza też dużo czasu z rówieśnikami, chadza na dyskoteki, ma zainteresowania (poza komputerem), które aktywnie realizuje.
Gorzej, jeśli pociecha izoluje się, siedzi całymi dniami w zaciemnionym pokoju albo z powodu buszowania po sieci zaniedbuje inne obowiązki. Mogą pojawić się też problemy zdrowotne - bóle stawów, skrzywienia kręgosłupa, zaczerwienione oczy itp. Niepokój powinien wzbudzić fakt, że dziecko nie potrafi porozumieć się inaczej jak przez komunikator, stało się mrukliwe, nudzi się w każdym towarzystwie, a jeśli nie ma dostępu do Internetu, okazuje zniecierpliwienie, a także widać w nim niechęć do członków rodziny, z którymi do tej pory świetnie się dogadywało. Takie same objawy występują przy uzależnieniu od smartfona. W skrajnych przypadkach problem jest o wiele większy niż tylko złe wrażenie, które robi dziecko stukające w klawiaturę pod stołem na uroczystym obiedzie z okazji urodzin babci.
Młodsze dzieci bardzo często uzależniają się od gier komputerowych. Rodzice powinni kontrolować jakość i formę tych gier - nie jest prawdą, że wartościowe są wyłącznie te stricte edukacyjne, bo nie ma nic złego w graniu dla czystej przyjemności, jednak produkcje wymagające od gracza mordowania ludzi albo popełniania przestępstw nie są odpowiednie dla osoby w żadnym wieku.
Ma problemy w szkole
Standardowa sytuacja - dziecko nałapało złych ocen i boi się przyznać, żeby nie było chryi. Nie ma w tym nic dziwnego, że nawet prymusowi może powinąć się noga. Jeśli rodzice zachowują zdrowy rozsądek i nie stawiają przed pociechą zbyt wygórowanych wymagań, istnieje spore prawdopodobieństwo, że jako pierwsi dowiedzą się o kłopotach. Czasem jednak sytuacja wymyka się spod kontroli.
Opuszczenie się dziecka w nauce jest procesem długotrwałym i przez to trudnym do zauważenia, więc rodzice powinni być podwójnie czujni. Często złe oceny są spowodowane lekceważącym stosunkiem dziecka, które wagaruje, opuszcza kartkówki i nie odrabia zadań domowych. Ciężko to zauważyć, jednak może wzbudzić niepokój fakt, że pociecha twierdzi, że nigdy nie ma nic zadane, a w szkole od dłuższego czasu nie zorganizowano żadnej wywiadówki. Pierwsza w danym roku szkolnym, inauguracyjna, zostaje ogłoszona zazwyczaj w pierwszym trymestrze, po miesiącu lub dwóch od rozpoczęcia nauki.
Możemy mieć informacje od znajomych czy sąsiadów, że widzieli nasze dziecko w mieście w czasie dnia, gdy powinno być w szkole. Warto to wyjaśnić. Nauczyciele pewnie będą próbować się skontaktować w większym stopniu niż do tej pory. Ponieważ pedagodzy nie przepadają w większości za rozmowami z roszczeniowymi rodzicami i ograniczają je do minimum, ustawiczne dzwonienie czy wiadomości powinny dać nam do myślenia.
Niestety, zwykle szkoła podejmuje kroki, kiedy sytuacja jest już dość poważna i uczniowi grozi niezaliczenie przedmiotu. Tym bardziej trzeba pilnować szkolnej sytuacji.
Na koniec jeszcze jedno zagrożenie, w obliczu którego stają dzieci. Stan, w którym znajduje się pociecha, jest na tyle poważny, że całkowicie zmienia się jej zachowanie; syn lub córka stają się nieobecni, zamyśleni, burkliwi albo płaczliwi. Przesiadują w sieci więcej niż potrzeba, wiszą na telefonie, zamykając się w pokoju, by rodzice nie podsłuchiwali rozmów i znikają u bliżej niezidentyfikowanych znajomych. Mogą zacząć stroić się i przesadnie dbać o higienę, no i nagle nie mają czasu na naukę. Wpadają na przemian w bezdenną rozpacz i euforyczny zachwyt. Tak naprawdę przejawiają wszystkie objawy opisane w powyższym artykule. Jeśli tak jest w istocie, nie musimy rwać włosów z głowy. Może się okazać, że nasz nastolatek po prostu się… zakochał.
Tym humorystycznym akcentem zakończę artykuł, apelując jednak o uważne przyglądanie się dziecku - szczególnie jeśli z dnia na dzień zmienia się diametralnie. Wrażenie, że "ktoś podmienił nam syna / córkę" najczęściej nie wróży nic dobrego.
Magdalena Lipniak-Młyńczak
Najnowsze artykuły
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Aleksander Fredro
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Julian Tuwim
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Jan Brzechwa
- Inspirowane klasyką poezji dziecięcej - Maria Konopnicka
- Jak rozbudzić w dziecku pasję? Poradnik w pięciu krokach
- Odporność w czasach pandemii