Podany adres email jest błędny
Pole wymagane

Nie masz konta? Zarejestruj się za darmo!

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! Rozdział v. Najważniejsze to mieć plan

A jednak z sabotażu nici. Pani wymieniła zasuwę w klatce Klementynki, więc nie mogę już się do niej dostać nawet z pomocą ostrych pazurków. Rano, gdy Dziedzic miał wyjść do szkoły, Pan zamknął Mango w pokoju, a mnie wyrzucił za drzwi, chociaż - jak kocimiętkę kocham! - miauczałam w proteście naprawdę przejmująco. Antek wrócił po południu i znów był smutny. Serce się krajało, kiedy się na niego patrzyło.

- Wszyscy mówią, że jestem dziwolągiem - poskarżył się Antek. - Dokuczają mi. Mówią, że jestem inny… Ja nie chcę tam chodzić, mamo. Chcę wrócić do moich prawdziwych kolegów.

Państwo wymienili zatroskane spojrzenia.

- To niemożliwe, synu - powiedział Pan. - Przeprowadziliśmy się. Teraz mieszkamy tutaj i twoja szkoła też jest tutaj.

- Ale ja nie chcę! - krzyknął Antek. Uderzył pięścią w stół z taką siłą, że ten aż zatrzeszczał. Syknęłam i schowałam się za kanapą. Nie dlatego że przestraszyłam się hałasu, bo ja niczego się nie boję. Po prostu… miałam kaprys, by tam się znaleźć. - Nie chcę i już! Nie pójdę do szkoły! Nazywają mnie tam kaleką!

Wybiegł z pokoju i trzasnął drzwiami tak głośno, że Mango kulący się przy nogach Pani zaskowyczał cicho.

 

- Dlaczego koledzy są dla niego niedobrzy? - dopytywał później, gdy zgromadziliśmy się w sypialni, by we trójkę odbyć kolejną naradę. - Co to znaczy, że Antek jest inny? Przecież jest taki sam jak pozostali ludzie!

- Na pewno czymś się różni - mruknęłam. Sama byłam zdenerwowana i było mi żal Dziedzica. Czułam się sfrustrowana, bo nie mogliśmy mu pomóc, a kończyły nam się pomysły. Zaniepokoiło mnie dodatkowo to, co Antek powiedział przed opuszczeniem pomieszczenia. Kaleka… To właśnie tego słowa użył poprzednim razem, jestem tego pewna. Co to znaczy? Och, nigdy bym nie przypuszczała, że tak bardzo będzie mi brakować Kleofasa!

- Dokąd idziesz? - zapytał nieufnie Mango, widząc, że wstaję i kieruję się ku drzwiom.

Powiedziałam, że na spacer, żeby pomyśleć. Musiałam się nad tym głębiej zastanowić, bo problem okazał się o wiele bardziej skomplikowany, niż z początku mi się wydawało. Wymknęłam się przez szczelinę w uchylonych drzwiach balkonowych i zeskoczyłam na trawę, po czym skierowałam się w stronę parku.

 

Kot z niebieskimi oczami

 

Park był piękny. Przed przeprowadzką mieszkaliśmy daleko od parku, a blisko drogi, więc było głośno i niebezpiecznie. A jak brudno! Musiałam kilka razy dziennie myć futerko, a i tak nigdy nie czułam się czysta. Tutaj było o wiele przyjemniej.

Truchtałam spokojnie ścieżką, od czasu do czasu skracając sobie drogę przez trawę. Kilka razy przystanęłam, kiedy moje ślepia namierzyły wyjątkowo ładnego kasztana. Raz goniłam kosa, ale niestety, umknął mi, mimo że w skradaniu się jestem mistrzynią. Nie przejęłam się - w domu czekał na mnie obiadek. Poczułam się głodna na samą myśl o soczystej cielęcinie. Trochę poprawiła mi ona humor, który nie był najlepszy, od kiedy Dziedzic zaczął przychodzić do domu taki smutny. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Dziedzica nie lubią. Przecież to najfajniejszy dwunóg na świecie! Taki dobry, przyjazny, dokarmia szynką i regularnie drapie mnie za uszami. Nawet Kleofas za nim przepadał, a on mało kogo darzył sympatią. Podobno Antek był inny… Jak to? Mango miał rację, przecież nie różnił się od szczeniaków innych Państwa! Nie mówiąc o tym okropnym słowie 'kaleka'. Nie wiedziałam, co znaczy, ale brzmiało wystarczająco niepokojąco, bym nie chciała go nigdy więcej słyszeć. Niedziwne, że Dziedzic był taki przybity, skoro wciąż tak na niego wołali!

 

Nic nie pojmowałam. Od myślenia tylko jeszcze mocniej zaburczało mi w brzuchu. Porzuciłam ambitny zamiar kontynuowania polowania na kosa i zawróciłam w kierunku domu. Musiałam uważać na ścieżkach - aż roiło się na nich od dwunogów! Samice z młodymi, młode samce na specjalnych pojazdach i całe mnóstwo biegaczy. Zaczęłam się zastanawiać, dokąd oni się tak spieszą? Może też polują na kosy?

Minęła mnie jedna łowczyni. Biegła bardzo, bardzo szybko. Nie zatrzymując się, sięgnęła do torby i wyjęła z niej sznurek, który z jednej strony rozchodził się na dwa mniejsze zakończone okrągłymi przedmiotami, a z drugiej - metalową wypustką. Tę wypustkę połączyła z telefonem (byłam dumna, że udało mi się zapamiętać tę nazwę), a dwie okrągłe rzeczy wepchnęła sobie jednocześnie do uszu.

Widziałam już coś podobnego. Dziedzic miał identyczny sznurek! I również wciskał sobie do uszu te dziwne końcówki. Z tym że on nigdy nie wkładał ich naraz, lecz po kolei, najpierw jedna, potem druga…

 

Stanęłam nagle jak rażona piorunem. Że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy! Nie mógł jednocześnie wetknąć do uszu obu okrągłych guziczków, ponieważ miał tylko jedną łapkę. Wiedziałam już, dlaczego inne młode dwunogów mówią o Dziedzicu, że jest inny!

- Dlatego go nie lubią? - wątpił Mango, gdy trzydzieści minut i dwie porcje cielęciny w sosie później wyłuszczyłam, do czego doszłam podczas samotnej wędrówki. - Bo nie ma jednej łapki? I dlatego nazywają go 'kaleką'? To jest osoba, która nie ma łapek? - Pokręcił łbem, w którym wyraźnie nie mieściły się te wszystkie rewelacje. - Ale to niemądre!

Uświadomiłam sobie, że tę kwestię wypowiadałam zwykle ja i to w odniesieniu do Mango. Poczułam się nieco dziwnie.

- Nie lubią go, bo się różni - wyjaśniłam niecierpliwie - a wszyscy boją się tego, co nieznane. Ja też byłam smutna, gdy zabrano mnie od mamy i braci i byłam sama z Kleofasem - przyznałam niechętnie. Nie lubiłam do tego wracać. Na samą myśl o początkach znajomości z żółwiem swędziała mnie blizna na uchu.

Mango pogrążył się w zadumie - zupełnie jak nie on - a osowiała Klementynka wskoczyła na kołowrotek i z zapałem zaczęła w nim truchtać. Wprawiony w ruch wydawał głośny terkot: tur, tur, tur! tur, tur, tur! Chciałam złapać z nią kontakt wzrokowy, ale uparcie gapiła się w poidełko. Westchnęłam. Chyba znowu sobie przypomniała, że ma mi za złe wywleczenie jej z klatki i ciśnięcie Dziedzicowi do plecaka. Świnki morskie mają pamięć krótką, ale, niestety, dobrą i jak już sobie coś przypadkiem przypomną, to nie ma zmiłuj!

 

Oznajmiłam, że ponieważ sprawa jest poważna, potrzebuję jeszcze trochę czasu i najlepiej, żeby każde z nas zastanowiło się w samotności, jak pomóc młodemu, po czym wymaszerowałam z sypialni.

Myśl, Żanetko - mruczałam do siebie. - Myśl.

Myślałam tak intensywnie, że strasznie się tym zmęczyłam. Na dodatek znowu zaczęłam być głodna. Weszłam do salonu, w którym jazgotał telewizor. Nigdy nie lubiłam tego wielkiego, dziwnego pudła - głośne, ciężkie i miga jak opętane. Co prawda jest ciepłe, co można od biedy uznać za zaletę, ale cóż z tego, skoro jest za cienkie, by się na tym wygodnie ułożyć? Chyba nigdy nie zrozumiem, po co dwunogi trzymają w domach coś takiego.

Obrzuciłam rzecz niechętnym spojrzeniem. Nagle poczułam, że mocniej bije mi serce. Na ekranie pojawił się dwunóg bez łapek! Zupełnie jak Antoś! Siedział na kanapie, rozmawiał z jakąś samicą i patrzył prosto na mnie! Bez zastanowienia zeskoczyłam ze stołu, na który wspięłam się z nadzieją na coś dobrego (jak na złość po obiedzie Państwo wszystko pozbierali; czy oni muszą być tacy skrupulatni?!) i pognałam w stronę płaskiej, mrugającej rzeczy. Nie chciałam, żeby dwunóg bez łapek uciekł!

 

Rozpędziłam się, napięłam mięśnie najmocniej jak umiałam i skoczyłam prosto na dwunoga!

Aua!!!

Odbiłam się od twardej powierzchni i z łoskotem spadłam na podłogę, zawodząc boleściwie. Mój pyszczek! Obiłam sobie nosek! Co za okropny przedmiot! Jestem pewna, że to on mnie zaatakował!

- Co się stało?!

Pani przybiegła na pomoc. Porwała mnie na ręce, a ja przywarłam do jej ciepłej szyi.

- Co ty wyrabiasz, Żanetko? - upomniała mnie. - Chcesz zrzucić telewizor? Pal licho telewizor! Chcesz zrobić sobie krzywdę? Antoś nie przeżyłby, gdyby drugiemu jego ukochanemu zwierzakowi coś się stało. - Odstawiła mnie na podłogę (co przyjęłam z miauknięciem protestu, bo w ramionach Pani było mi bardzo dobrze), a sama zerknęła na szklane coś.

- O rety! - zawołała. Przez chwilę patrzyła z taką fascynacją, jakby widziała nie wiadomo jakie cuda. - 'Najsłynniejszy bezręki kierowca rajdowy odwiedza szkoły w całym kraju i wygłasza pogadanki dla dzieci na temat tolerancji i niepełnosprawności'... Jest nawet numer telefonu! Żanetko! Właśnie tego nam potrzeba! Jesteś genialna!

Nim zdążyłam zareagować, Pani sięgnęła do kieszeni po telefon i przez chwilę zapamiętale stukała pazurkiem w ekranik, a potem przyłożyła sobie prostokątną rzecz do ucha i odeszła do kuchni, coś do niej mówiąc.

Nie do końca wiedziałam, co się właśnie wydarzyło, ale intuicja - którą ma każdy kot - podpowiedziała mi, że z całą pewnością było to bardzo ważne, a dwunóg bez łapek miał z tym wiele wspólnego. I ja chyba też - w końcu Pani powiedziała, że jestem genialna. Nie znam tego słowa (Kleofas by znał!), ale po tonie głosu Pani doszłam do przekonania, że chyba powinnam być z siebie dumna.

 

Do salonu zajrzał Mango.

- Co tu się stało? - zapytał, człapiąc śmiesznie w moim kierunku. - Słyszałem okropny hałas!

Machnęłam łapką.

- Nic takiego - powiedziałam - wszystko w porządku. Spokojna twoja kudłata. - Płynnie zmieniłam temat: - Myślałeś o Dziedzicu?

- Tak! - szczeknął entuzjastycznie, ale zaraz zwiesił ze smutkiem łeb. - Nic nie wymyśliłem.

- Jakoś mnie to nie dziwi - miauknęłam nieco złośliwie - za to ja doskonale wiem, co pomoże!

- Co takiego? - wybałuszył ślepia Mango, z podniecenia wywalając jęzor.

- Sprawienie, że inne szczenięta dwunogów uznają Antka za fajnego, mimo że się od nich różni! Nie martw się, Mango - uśmiechnęłam się, oblizując łapkę i z gracją myjąc sobie wibrysy - wszystko załatwione.

- I Dziedzic będzie znowu szczęśliwy? - zapytał z niedowierzaniem, ale też z nadzieją.

Przytaknęłam.

- Będzie. Słowo kota. Miau.

Mango zamerdał ogonem.

- Nie rozumiem - przyznał, wzdychając - to takie skomplikowane, że pewnie nawet Kleofas by mi tego nie wytłumaczył... Ale strasznie się cieszę, że zrobiłaś tak, by syn Państwa miał przyjaciół i nie nazywali go kaleką! - Wlepił we mnie błyszczące ślepia. - Ale ty jesteś mądra, Żanetko!

Skinęłam dobrodusznie, dając do zrozumienia, że przyjmuję jego pochwałę. Sprawiła mi ona przyjemność, oczywiście (nie, żebym na nią nie zasłużyła)... Ale po prawdzie, chyba wolę, kiedy tę kwestię wypowiada Klementynka!

 

Magdalena Lipniak-Młyńczak

 

Zobacz również

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 1.

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 1.

Antek nie jest zwykłym chłopcem. Nie wszyscy rówieśnicy mają w domu zwierzyniec! Różni się od kolegów czymś jeszcze... Kotka Żanetka z przyjaciółmi uświadomi mu, że 'inny' nie znaczy 'gorszy'.

czytaj więcej

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 4.

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 4.

Jak pomóc Antkowi? Zwierzaki mają bardzo ciekawe pomysły!

czytaj więcej

Bajka o mrówce Zaniedbajce

Bajka o mrówce Zaniedbajce

Zapraszamy dzieci i rodziców do lektury bajeczki z morałem o Mrówce Zaniedbajce. 

czytaj więcej