Podany adres email jest błędny
Pole wymagane

Nie masz konta? Zarejestruj się za darmo!

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! Rozdział III. Żółw nie porzuca swej skorupy

Koty mają intuicję. Nie wiem, na czym to polega, ale mają i już. Nie to, że jesteśmy jakimiś prorokami i przewidujemy przyszłość, ale bardzo często się zdarza, że kot, wstając o świcie (czyli koło czternastej), czuje podskórnie, że 'coś wisi w powietrzu'. Tak mówi Pani i oznacza to, że coś nieoczekiwanego się wydarzy. (Dwunogi mają bardzo dziwne powiedzonka!)

Niektórym kotom przez mieszkanie z ludźmi intuicja nieco się stępia... Z moją na szczęście wszystko było w porządku. Tamtego dnia byłam nerwowa i napięcie czułam w każdym wibrysie. Miałam tak ściśnięty żołądek, że nie opróżniłam do końca miseczki - a Pani podała moją ulubioną cielęcinę!

 

Mango, rzecz jasna, niczego nie zauważył. Widząc, że nie tykam obiadu, skinął łebkiem na moją miskę.

- Będziesz to jadła? - zapytał i nie czekając na odpowiedź, rzucił się na moje resztki. Normalnie oberwałby za to pazurem po kufie, ale wtedy było mi wszystko jedno. Z obojętnością przyglądałam się Mango pochłaniającemu moje frykasy, a myślami byłam gdzie indziej.

Dokładniej: w sypialni Państwa, gdzie na szafce nocnej stały klatka Klementynki oraz terrarium Kleofasa.

 

To o tego ostatniego się martwiłam. (No, może nie martwiłam-martwiłam, bo martwienie się jest oznaką, że ci na kimś zależy, a ja wolę nie uzewnętrzniać się z uczuciami.)

Kleofas od czasu przeprowadzki był jakiś nieswój. Klementynka, która miała go po sąsiedzku, zdawała obszerne i szczegółowe raporty. (Tak obszerne i szczegółowe, na ile pozwalał jej niezbyt bogaty zasób słownictwa. Świnki morskie mają bardzo małe móżdżki.)

- Kleofas jest smutny - szepnęła konspiracyjnym tonem kilka dni po przeprowadzce. - Prawie wcale się nie odzywa.

W chwilach zwątpienia dwunogi często robiły coś takiego ze swoim pyszczkiem, że czoło im się marszczyło, a te śmieszne włochate robaczki nad ślepiami (ludzie mówili na nie 'brwi') podjeżdżały do góry. Ja też bym tak wtedy uczyniła, gdybym posiadała taką część ciała - bo moje brwi były na to zbyt sztywne. Chciałam zapytać, skąd przypuszczenie, że Kleofas jest smutny, skoro zawsze ma taką samą minę? Nie mówiąc o drugim argumencie, który był zwyczajnie głupi.

- Hau! Hau! - rozszczekał się Mango. - Przecież Kleofas ogólnie rzadko gada! - No proszę, nawet ratler o bardzo małym rozumku do tego doszedł.

Klementynka oburzyła się.

- Ale teraz nawet nie chwali się, że jest weteranem i nie opowiada o przygodach z frontu!

 

Żółw chowający się w skorupie

 

Kleofas przeżył w swoim życiu - jak na żółwia, którego przestrzeń życiowa ogranicza się do czterech ścianek terrarium i tylko od czasu do czasu zostaje rozszerzona o powierzchnię spacerniaka, czyli dywanu - sporo przygód. Jako mały żółwik mieszkał na witrynie w sklepie zoologicznym. Przebywały tam obok siebie różne gatunki i czasem, jak to w takim tyglu, dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji, więc Kleofas mówił o sklepie jako o froncie. Trzeba przyznać, że nie miał szczęścia - co zjawił się jakiś potencjalny właściciel, równie szybko zmieniał zdanie i oddawał Kleofasa do sklepu. Kleofas nie lubił o tym mówić (on w ogóle nie lubił mówić, ale ten temat był dla niego szczególnie bolesny). Raz tylko wyraził przypuszczenie co do takiego stanu rzeczy, a konkretnie, że dwunogi nie mają w domach miejsca, w którym mógłby się wygrzać i dlatego go oddają po kilku dniach, widząc, że się męczy. I tak dobrze, że wszyscy mieli na tyle przyzwoitości, by przyznać się do błędu i nie skazywać biednego Kleofasa na przemarznięcie i ustawiczny katar. My, koty, też lubimy wygrzać kości - w tej kwestii doskonale go rozumiem.

Kleofas-weteran stracił już nadzieję, ale wtedy pojawili się Państwo z Dziedzicem i przygarnęli gada. Zaopatrzyli go w wygodne terrarium i specjalną lampę, pod którą Kleofas mógł się grzać, ile mu się podobało. U Państwa odżył i coraz rzadziej wracał do traumatycznych wspomnień z młodości.

 

Teraz sprawiał wrażenie, jakby obrazy z tamtych dni ponownie stanęły mu przed ślepiami. Kleofas po przeprowadzce był z dnia na dzień bardziej osowiały. Non stop narzekał. Kiedy zapytałam ze zdenerwowaniem, co konkretnie mu się nie podoba (nawet ja nie jestem w stanie wytrzymać takiego natężenia żółci), Kleofas udzielił prawdopodobnie najdłuższej odpowiedzi w swoim życiu.

- Nie lubię tego pokoju. Tamten był lepszy. W rogu stał fotel, na którym siadała Pani. Zawsze w nim czytała… Czasami miała książkę, a czasem gazetę. Kiedy czytała książkę, wiedziałem, że zajmie jej to dużo czasu, bo książka jest gruba. Obiadek był więc później i musiałem na niego poczekać. Wykorzystywałem ten czas i opalałem się pod lampą. Gdy czytała gazetę, uporała się z tym szybko, bo gazeta jest cienka… Pani szykowała mi więc pyszną sałatkę wcześniej. Nie wchodziłem przed jedzeniem w ogóle pod lampę, bo nawet nie zdążyłaby mi się nagrzać skorupa… Teraz Pani tu w ogóle nie siada, bo nie ma fotela i nie wiem, czy czyta książkę czy gazetę i kiedy spodziewać się obiadu. Jeśli jest wcześniej, muszę szybciej wyjść spod lampy i nie zdążę się wygrzać, a ja nie cierpię przerywać w połowie, bo mi się potem plastron łuszczy. Poprzedzając twoje pytania, Mango - zwrócił się zniecierpliwiony do szczeniaka, który poderwał się z takim wyrazem pyszczka, jakby koniecznie chciał coś powiedzieć - plastron to spodnia część mojej skorupy. Kiedy obłazi z łusek, wszystko mnie swędzi.

 

- Ale nawet jeśli Pani przyszykuje obiad wcześniej - wtrąciłam się - nie musisz przerywać grzania. Przecież możesz poczekać, aż się wygrzejesz i wtedy dopiero zjeść.

Kleofas tylko prychnął.

- Miałbym jeść zwiędłą sałatę? Niedoczekanie!

Chyba się obraził, bo nie odezwał się więcej i schował się cały w skorupie. Dawno nie widziałam go tak zdenerwowanego.

Mango jego zachowanie również zdziwiło. Był ciekawy, skąd u Kleofasa taki zły humor; podjął wiele prób i włożył sporo wysiłku, by się tego dowiedzieć. Jedyne, co udało mu się uzyskać, to niewyraźne burknięcie Kleofasa, że 'żółw nie porzuca swojej skorupy'. Potem nasz gad zamilkł na dobre.

 

- Nic z tego nie rozumiem - narzekał Mango. Ja też nie rozumiałam, ale nie mogłam się do tego przyznać, bo straciłabym autorytet w jego oczach, więc ograniczyłam się do prychnięcia i odeszłam z majestatycznie wyprężonym ogonem. Nie zamierzałam utyskiwać nad losem urażonego nie wiadomo czym gada. Drzwi na balkon akurat były otwarte, więc nie mogłam pozwolić, by taka okazja przeszła mi koło pyszczka.

Kleofas - według relacji Klementynki - wyglądał ze skorupy coraz rzadziej i rzadziej, aż przyszedł dzień, kiedy nie wysunął łba wcale i nic nie wskazywało na to, że zamierza to jeszcze kiedykolwiek uczynić. To był właśnie ten dzień, kiedy obudziła mnie intuicja. Dzień bardzo smutny, jak się okazało; zajęta własnymi sprawami, nie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Dopiero gdy popołudniu wrócił Dziedzic i podniósł raban, dotarło do mnie (i do Mango, i do Klementynki, i nawet do Państwa, którzy też byli wtedy wyjątkowo zapracowani), że stało się coś okropnego.

 

Kleofas odszedł tak jak żył - w ciszy i nie zwracając na siebie uwagi. Było nam wszystkim bardzo smutno. Nawet mnie, chociaż ja przecież miałam pełne prawo żywić do niego urazę o to poszarpane ucho. Nie jestem jednak pamiętliwa.

Dziedzic grał chojraka, ale ze ślepi lała mu się woda, a ja mieszkałam u dwunogów wystarczająco długo, by wiedzieć, że dzieje się tak, kiedy jest im bardzo źle.

- Nie płacz, synku - powiedziała Pani, gładząc Dziedzica po głowie - przyszedł jego czas. Trzeba się z tym pogodzić.

- Ale dlaczego on umarł? - zapytał Dziedzic.

Pani wzruszyła lekko ramionami.

- Wydaje mi się, że to ze stresu - odparła ze smutkiem. - Żółwie nie lubią, kiedy zmienia się im miejsce. Przyzwyczajają się do tego, gdzie mieszkają i źle znoszą przeprowadzki. Kleofas nie był najmłodszy… - westchnęła. - Starych drzew się nie przesadza.

Domyśliłam się, że mogła mieć na myśli coś podobnego jak Kleofas, gdy mówił, że 'żółwie nie porzucają swojej skorupy', choć do tej pory nie mam pojęcia, co wspólnego mają drzewa z żółwiami.

 

- Wygląda na to, że Kleofas czuł się źle w nowym miejscu - dodała Pani.

Dziedzic kiwnął głową, a potem po buzi spłynęło mu jeszcze więcej wody.

- Ja też czuję się źle w nowym miejscu. Czy ja również umrę?

- Co ty opowiadasz, skarbie? - przeraziła się Pani.

I wyszło szydło z worka! Dziedzic opowiedział, że nie podoba mu się w nowej szkole.

- Nie mam tam kolegów i nikt nie chce się ze mną bawić - powiedział ze smutkiem. - I mnie przezywają! Jest mi bardzo, bardzo przykro!

- A co dokładnie mówią?

Dziedzic bąknął coś pod nosem. Mango przekręcił łeb i przymrużył oczy.

- Co on powiedział? - zapytał.

- Nie wiem. Nie słyszałam - skłamałam. Tak naprawdę słyszałam doskonale, ale nie chciałam, żeby Mango dopytywał, co to znaczy, bo sama nie miałam pojęcia… Niestety w obecnych okolicznościach nie mogłam go odesłać z pytaniem do Kleofasa. Słowo, które wypowiedział Dziedzic, było ostre i nieprzyjemne, więc domyślałam się, że oznacza coś naprawdę paskudnego. Nastroszyłam się; od razu poczułam złość na te nieznajome małe dwunogi.

- Co możemy zrobić? - zapytał zasmucony Mango.

W pierwszej chwili chciałam go strofować. Prawie wymknęło mi się standardowe upomnienie: 'Nie wiesz? Aleś ty niemądry, Mango! Zapytaj Kleofasa!'. Niestety, terrarium Kleofasa stało puste. Z bólem serca musiałam przyznać się do porażki.

- Nie wiem, Mango - powiedziałam - nie wiem.

 

Magdalena Lipniak-Młyńczak

 

Zobacz również

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 1.

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 1.

Antek nie jest zwykłym chłopcem. Nie wszyscy rówieśnicy mają w domu zwierzyniec! Różni się od kolegów czymś jeszcze... Kotka Żanetka z przyjaciółmi uświadomi mu, że 'inny' nie znaczy 'gorszy'.

czytaj więcej

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 2.

Ale ty jesteś mądra, Żanetko! - część 2.

W rodzince Żanetki zachodzą duże zmiany... Czeka na Was 2. część opowiadania! 

czytaj więcej